niedziela, 14 września 2014

Gölyazı, home party i leniwa niedziela

Pobudka o 8 rzecz ciężka zwłaszcza gdy grało się z tureckimi studentami w karcianą grę 51. Prawie udało mi się wstać a następnie biegiem na stację metra, po drodze okazało się, że mam jeszcze godzinę. Lepiej godzinę wcześniej niż później. Celem podróży było małe miasteczko rybackie Gölyazı, otoczone dookoła wodą.

Krótkie zwiedzanie, podróż łódką dookoła Gölyazı pozwoliły nam poznać małą część tej pięknej okolicy.
Wąskie uliczki, stare budownictwo i mnóstwo ludzi, którzy żyją z tego co złapią. W taką upalną pogodę nie sposób było nie odpocząć w cieniu drzew słuchając wody odbijającej się o zacumowane łódki.

Kolejną pozycją kulinarną do przetestowania okazały się placki z ciasta faszerowanę ziemniakami, bakłażanami bądź zmielonymi pomidorami.

Ostatnim punktem wycieczki okazał się kościół, tak kościół. Stanowi on co prawda obiekt zwiedzania, lecz jest dość surowo wyposażony w dewoncjonalia, ale uwagę przyciąga nie dawna renowacja wnętrza czystość.

Po powrocie krótki odpoczynek, renowacja ciała, duszy i żołądka a następnie przygotowania na imprezę - domówkę organizowaną przez grupę ESN z uniwersytetu. Tuż po 19 spakowałem do plecaka półlitrową przyjaciółkę i ruszyłem złapać dolmusz. Jak to bywa z organizacją zamiast na 20 większość dotarła ok. 21. Atmosfera na imprezie była bardzo pozytywna, było sporo czasu by poznać resztę studentów i opiekunów, bądź przypomnieć sobie ich imiona ( ja zapomniałem imienia współlokatora więc nikomu się nie dziwie odnośnie pamięci do imion). Nie jest to łatwe w przypadku kilkudziesięciu obcojęzycznie brzmiących imion.

Po wszystkim przenocowałem się u organizatora wraz z kilkoma innymi mieszkańcami akademika, zamykanego o 1 w nocy. Rano a raczej bliżej południa szybkie sprzątanie i śniadanie na mieście.
Po szybkim odświeżeniu przyszedł czas na drzemkę, lecz po niecałej godzinie budzi Cię telefon i słyszysz: "Gdzie jesteś? Co robisz? Przyjedź do Gorukle". Wieczór spędziliśmy w restauracji z kawiarnią próbując nargili. Potem wpadliśmy do mieszkania Murata (organizator wczorajszej imprezy), by pogadać i wypić piwo. Dodam ciekawostkę, że zakup alkoholu jest niemożliwy w Turcji po 22. Powrót do akademika i tak skończył się pierwszy weekend na tureckiej ziemi. Do następnego wpisu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz