niedziela, 26 października 2014

Ankara c.d.

   Kontynuacja wyprawy do Ankary miała zostać napisana wcześniej, ale z pewnych przyczyn było to niemożliwe. 24 października zwykłem obchodzić imieniny i ten dzień spędziłem na przygotowaniach, drobnym sprzątaniu a potem imprezowaniu przez pół nocy. Post będzie troszkę długawy i po części nudny, ale dla wzrokowców będzie kilka zdjęć.
Kilka podstawowych informacji o Ankarze. Jest drugim co do wielkości miastem w Turcji, po Stambule. Miasto wznosi się 938 m n.p.m. i zamieszkuje je 3 848 440 mieszkańców. Ankara jest położona w Centralnej Anatolii, jest ważnym ośrodkiem handlowym i przemysłowym. Jest siedzibą rządu tureckiego oraz wszystkich ambasad. W przeszłości miasto było znane z hodowli kóz angora, kotów angora oraz białych królików angora, gruszek, miodu i winogron. Ankara jest położona nad rzeką Enguri, która jest dopływem rzeki Sakarya. Miasto jest położone w najsuchszym miejscu w Turcji i jest otoczone przez jałowe stepy. W okolicach Ankary znajdują się liczne stanowiska archeologiczne hetyckie, frygijskie, greckie, rzymskie, bizantyjskie oraz okresu osmańskiego.
   W sobotę 18 października mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Anıtkabir. Tego dnia nasza grupa się powiększała co jakiś czas, dobry znajomy Zeynep - Alper nauczyciel matematyki zechciał nam towarzyszyć podczas tego dnia i jednocześnie dowieźć nas w wyznaczone miejsca. Anıtkabir to mauzoleum założyciela tureckiej Republiki, Mustafy Kemala Atatürka, znajdujące się w Ankarze. Zostało zaprojektowane przez architektów: profesora Emin Onata oraz Orhana Arda i ukończone w 1953 roku. Na terenie mauzoleum znajduje się również grób drugiego prezydenta Republiki, a jednocześnie przyjaciela Atatürka - İsmeta İnönü. Anıtkabir położone jest w centrum miasta, na wzgórzu zwanym Anıttepe.
  Mauzoleum jest otoczone parkiem zwanym Parkiem Pokoju. Wjazd na teren mauzoleum jest możliwy od strony południowej. Parking znajduje się przy mauzoleum, od strony zachodniej. Po stopniach wchodzi się na Plac Zwycięstwa. Plac ten może pomieścić 40 000 osób. Otoczony jest galeriami i wieżami. Wieże rozmieszczone są symetrycznie, czworokątne, zwieńczone spiczastymi dachami, sufity zostały ozdobione freskami. Wejście do muzeum znajduje się w wieży zwanej Misak-ı Millî . Pozostałe wieże to: 23 Nisan (23 kwietnia), Zafer (Zwycięstwo) , İnkilap (Reformy), Mehmetçik i Cumhuriyet (Republika). Umieszczono tu również samochody i łódź Atatürka. Naprzeciwko wejścia do mauzoleum, po drugiej stronie placu, znajduje się grób İsmeta İnönü. W muzeum można obejrzeć pamiątki po Atatürku, jego osobiste rzeczy, ubrania, książki, dokumenty, zdjęcia. Od strony północnej do Placu Zwycięstwa przylega Aleja Lwów. Nazwa bierze się od 24 hetyckich lwów ustawionych wzdłuż alei. Mauzoleum Atatürka znajduje się po lewej stronie Placu Zwycięstwa. Wnętrze - Sala Honoru - wyłożona jest czerwoną mozaiką. Znajduje się tu marmurowy sarkofag. Pod nim znajduje się komora, w której spoczywa trumna z ciałem Atatürka. Otoczona jest pojemnikami wypełnionymi ziemią ze wszystkich miast Turcji. Wnętrze komory można obejrzeć na monitorach w muzeum.
  Po 2-3 godzinnym zwiedzaniu tego obiektu udaliśmy się na lunch, zobaczyć Hacı Bayram Camii i do zabytkowej dzielnicy Ankary Hamamönü. Po lunchu dołączył do nas Ferhat, który był wolontariuszem w Bystrzycy Kłodzkiej 2,5 roku temu. Krótki spacer po okolicy i dłuższa chwila odpoczynku w towarzystwie aromatycznej tureckiej herbaty. Wspomnienia z przeszłości, zabawne opowieści i tak mijał czas. Po pewnym czasie współtowarzysz podróży Alper musiał wracać do swoich obowiązków a nie co później przybyli Melih z Demirem. Resztę wieczoru spędziliśmy w jednej z knajp w centrum a na koniec odwieźliśmy Zeynep do domu, zabraliśmy moje rzeczy, gdyż z przyczyn losowych nie mogłem tam zostać kolejną noc, ale z pomocą nadszedł poznany poprzedniego dnia znajomy Meliha. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o jeden z klubów, spędziliśmy trochę czasu i wróciliśmy do domu.
   Niedziela nie zapowiadała się wielkimi atrakcjami, wróciliśmy do życia około południa, typowe tureckie śniadanie i znajomy musiał pojechać do pracy na godzinę, ale taką turecką. Wrócił grubo po ponad 4 godzinach, więc w tym czasie mogłem ogarnąć się i zebrać siły po poprzednich dniach. Wieczorem przyszło kilku znajomych i posiedzieliśmy przy piwie. Nie trwało to zbyt długo, gdyż okazało się że musimy jechać odebrać rodziców Demira z dworca. Byli bardzo zaskoczeni moją wizytą, otwarci na obcokrajowców i potraktowali mnie jak swojego. Pani domu -Fatma, okazała się bardzo pogodną kobietą, ciekawą świata i znała angielski, podstawowy ale nie było większych problemów w komunikacji łamanym angielsko-tureckim połączonym z mową ciała. Opuszczałem ten dom z błogosławieństwem, zaproszeniem i obowiązkiem zatrzymania się w ich domu podczas kolejnej wizyty w Ankarze.
  Po pożegnaniach opuściłem ten dom około południa w poniedziałek. Znajomy, który miał mnie podrzucić na najbliższą stację metra, zawiózł mnie pod kampus Gazi University, gdzie miałem czekać na Zeynep - kolejny przykład tureckiej uprzejmości i chęci pomocy. Przed odjazdem wypiliśmy pożegnalną herbatę i powędrowaliśmy na stacje metra i na terminal. Podchodzimy do stanowiska Pamukkale, pytamy o bilet do Bursy a biletów brak, więc szukamy kolejnego przewoźnika, padło na Nilufer, który miał wolne bilety na tej trasie i o tym samym czasie. Kasjer pyta o imię i nazwisko i po usłyszeniu zobaczyłem zapis Rafiel Yabanci. Kolejne pytanie gotówka czy karta, lecz zonk karta nie odpowiada. Zeynep wykłada za mnie pieniądze a my pędzimy do bankomatu, by podjąć kolejne. Na szczęście z moją kartą wszystko ok, winny był terminal. I w ten sposób znalazłem się w autobusie kilka minut przed odjazdem. Znajoma ze łzami w oczach żegnała mnie i kazała obiecać, że jeszcze wrócę do Ankary lub ona przyjedzie do Bursy. Mamy jeszcze prawie 3 miesiące czasu, więc wszystko możliwe ;) Łącznie po 6 godzinach w autobusie wysiadłem w Gorukle, zmęczony i zadowolony z możliwością długiego snu dnia kolejnego, gdyż zajęcia (z ping ponga) zaplanowane na 17.

 Kolejny post postaram się umieścić w najbliższym czasie, lecz nie daje gwarancji, że dziś. Czas zabrać się za pracę domową z Wytrzymałości materiałów, choć ostatnio bardziej odpowiada mi turecka nazwa - Mukavemet. Enjoy!

czwartek, 23 października 2014

Ambasada party

   Dokładnie tydzień temu wyruszyłem na podbój tureckiej stolicy. Po godzinie 21 zwarty, gotowy i spakowany wyszedłem z mieszkania, etap I - dolmusz na kampusową zajezdnie autobusową, 1,25 TL standardowe już: "bir ogrenci" (jeden studencki) i po 10 minutach oczekiwanie na kolejny etap. Żółty autobus  numerem 93 pojawił się rozkładowo o 22:05, dźwięczne "bip" i możemy jechać. Jako ciekawostkę dodam nasza wyjątkowa litera "Ł" przypomina im literę "t" i pani na stacji metra wyrabiając moją kartę ochrzciła mnie na tureckiego Rafata. Po mniej więcej 3 kwadransach znalazłem się na tureckim terminalu autobusowym (Bursa Otogar). Sprawdzenie biletu, odnalezienie peronu i ponad pół godziny do odjazdu. Usadowiony na siedzeniu czekam a po pewnym czasie słyszę skierowane do mnie pytanie oczywiście po turecku, więc standardowa odpowiedź "Ben Türkçe bilmiyorum" (nie jestem pewny wymowy i poprawności, ale działa). Dalej rozmowa potoczyła się po angielsku, mój rozmówca o dziwo wracał z Ankary z polskiej ambasady, gdyż wybierał się do Stanów Zjednoczonych przez Polskę, by odwiedzić brata studiującego w Krakowie w ramach Erasmusa. Był żeglarzem studiującym inżynierie morską i podróżowanie to dla niego codzienność. Po kwadransie, gdy iPhone ożył wyruszył w poszukiwaniu samochodu znajomych.
  Powodem wycieczki było Cocktail Party for Erasmus Students organizowane przez polską ambasadę w Turcji. Była to też okazja by odwiedzić znajomych z Ankary poznanych w ubiegłych latach na Euroweeku i projekcie YiA. Po raz kolejny skorzystałem z Pamukkale, podróż rozpoczęła się o północy i po 5,5h znalazłem się na terminalu w Ankarze. Porównując do tych dużych w Bursie czy Antalii ten był kilkukrotnie większy a mój autobus zatrzymał się na peronie numer 140. Już kwadrans po przybyciu otrzymałem wiadomość na whatsappie od Zeynep - dziewczyny, która rok wcześniej była również uczestniczką tej samej wymiany. Kilkanaście minut odebrałem telefon z pytaniem, gdzie jestem nie zdążyłem odpowiedzieć a przed oczami stanęła moja znajoma. Obcałowany ruszyłem za nią pędem na metro, była to ostatnia stacja Aşti a naszym celem była stacja Kurtulaş. Około siódmej przekroczyliśmy próg mieszkania, drobne śniadanie, chwila odpoczynku i na uczelnie. Pierwszy raz miałem okazję być na wykładzie jednego z kursów dla studentów stosunków międzynarodowych. Składał się on głównie z analizowania aktualnej prasy przeplatany z hałaśliwymi opiniami profesora. Po 2,5 h skierowaliśmy się do stacji Kizilay, by odszukać polską ambasadę. Na miejscu byliśmy dobrą godzinę przed, lecz dopiero kwadrans przed imprezą możliwe było wejście. W pobliżu znajdował się park z pobliskimi kawiarenkami i do jednej z nich powędrowaliśmy i my. Kuğulu Park - Łabędzi park stanowił miejsce do spędzania czasu wolnego, wypicia Çay, bądź karmienia łabędzi i kaczek.
   Kwadrans przed 14 wróciliśmy pod ambasadę, gdzie znajdowało się już kilkanaście oczekujących osób. Impreza skierowana była dla polskich studentów studiujących na tureckich uczelniach oraz dla byłych Erasmusów z Turcji studiujących w Polsce.


  Po krótkiej części oficjalnej nastąpiła część towarzyska z jedzeniem, przekąskami i napojami. To bardzo ciekawe doświadczenie, gdyż można było porozmawiać z innymi polskimi studentami, poznać byłych erasmusów i czego nauczyli się w Polsce, choć praktycznie każdy znał pozdrowienia te dobre i te mniej ;) Wszystko ma swój koniec i tak było z imprezą, dostać do stacji metra pomógł mi Doruk, który studiuje budownictwo i był w Gliwicach na Erasmusie, było dość wesoło gdyż poza poszukiwaniem prądu do naszych telefonów szukaliśmy toalety, lecz nie było to trudne w centrum Ankary. Wieczorem zjedliśmy obiado-kolację a potem odwiedził mnie kolejny znajomy z wymiany wraz ze swoimi współpracownikami. Po dniu pełnym spotkań, wykąpałem się i padłem na łóżko. Zaraz również padnę, gdyż jest już po drugiej, ale dziś mamy za to ciekawy imprezowy dzień. Bajla ;)
  Postaram się opisać kolejne dni Ankary (o ile nie pojawią się niespodziewane atrakcje)

sobota, 11 października 2014

Kaleici, ruiny miasta Perge i Düden Şelalesi

  Niedziela, drugi dzień naszej wyprawy był dość leniwy. Zaraz po śniadaniu postanowiliśmy odwiedzić Kościół Św. Pawła (St. Paul Church) i wziąć udział w nabożeństwie. Jednak okazało się, że jest to typowo amerykańskie nabożeństwo z pastorem i zespołem wygrywającym utwory gospelowe. Dziewczyny zostały a ja wyruszyłem na zwiedzanie starego miasta i Antalii. Po południu godzinka na plaży i długi spacerek a nawet krótki bieg w pobliżu plaży. A wieczorem powrót do pubu HopeInn i zimne piwo połączone z występem muzyka śpiewającego covery znanych utworów i jego zespołu.




Dzień trzeci rozpoczął się wcześniej, gdyż po ósmej byliśmy już na śniadaniu a zaraz potem wędrówka w poszukiwaniu transportu poza miasto, do ruin oddalonych kilkanaście km od miasta. Złapaliśmy jednego dolmusza i łamanym turecko-angielskim dowiedzieliśmy się, że najpierw trzeba jechać na zajezdnie (Otogar) co też uczyniliśmy. Stamtąd wywieziono nas poza miasto na ostatni przystanek trasy. I czekała nas ponad 2km wędrówka w 30 stopniowym upale. Jednak nawet dłuższa wędrówka byłaby warta, naszym oczom ukazały się ruiny miasta, w pierwszej chwili zwiedziliśmy pozostałości stadionu a potem przeszliśmy do właściwych ruin, jednak był to już ogrodzony teren i bilet kosztował 20 TL.

Według legendy miasto założone w XIII wieku p.n.e. przez Mopsosa i Kalhasa - uchodźców spod Troi. W IV wieku p.n.e. pisarz Skylaks odnotował istnienie miasta nad brzegiem rzeki Kaistros (dzisiejsza Aksu). Chociaż miasto położone było 12 km od morza, mieszkańcy czerpali zyski z handlu morskiego. Było to możliwe, ponieważ rzeka w czasach starożytnych była żeglowna. Aż do 333 p.n.e. miasto pozostawało w strefie wpływów perskich. Później poddało się bez walki Aleksandrowi Macedońskiemu. Po śmierci Aleksandra miasto było niezależne aż do 129 p.n.e., kiedy stało się częścią nowej prowincji rzymskiej - Azji Mniejszej. Zaczął się okres prosperity. Miasto stało się jednym z ważniejszych ośrodków kultu Artemidy. W I i II wieku Perge było jednym z najpiękniejszych miast Azji Mniejszej. Do dziś można zobaczyć ruiny nimfeum, ulicy kolumnowej, bramy ceremonialnej, łaźni, gimnazjonu, teatru i stadionu na 12 tys. widzów. Wraz z wizytą św. Pawła rozpoczął się chrześcijański okres historii miasta. W V wieku miasto było już siedzibą biskupa. Gwałtowny koniec przyszedł w VIII wieku wraz z najazdami Arabów. (źródło: wikipedia).

Po kilku godzinach zwiedzania miasta, mogliśmy poczuć się jak w starożytności. Miejscami dobrze zachowane budynki, inne natomiast dotknięte działaniem czasu.

Korzystając z transportu postanowiliśmy wybrać się również na piaszczystą plażę: Lara Beach oddaloną od centrum.

   Dnia czwartego się rozdzieliliśmy, dziewczyny wybrały się na nurkowanie a my nie mieliśmy większych planów, początkowo trafiliśmy do antykwariatu z książkami w różnych językach. Sprzedawca upierał się, że książki po polsku też są, ale najwyraźniej pomylił go z jakimś innym językiem. Pytając współtowarzysza podróży co robimy dalej, on nie wiedział. Ja zaplanowałem wcześniej wyjazd nad wodospad, lecz może by ze mną pojechał, ale też poszedłby na plażę i posiedział jeszcze w tym antykwariacie. Wiedząc jak to będzie wyglądać i że za godzinę czy dwie jak będzie po fakcie stwierdzi, że nigdzie nie jedzie postanowiłem się wybrać samotnie.
  Zapytałem w recepcji czym i jak dojadę dowiedziałem się żeby złapać dolmusz. Więc powędrowałem na jedną z główniejszych ulic i ku mojemu zaskoczeniu pierwszy jechał do mojego celu. Podróż trwała blisko godzinę i byłem na miejscu. Wcześniej zastanawiało mnie, jak daleko od wysiadki znajduje się ta atrakcja turystyczna. A tu niespodzianka i po 100 m zobaczyłem znak Duden Selalesi.
  Yukari Düden Şelalesi - górny wodospad Duden jest największym wodospadem w regionie.
















Cały wypad kosztował nie co poniżej 10TL. Droga powrotna się trochę wydłużyła, gdyż każdy dolmusz, który zatrzymywałem jechał do centrum, tam też się udałem i wysiadłem bezpośrednio nad plażą. Będąc w tej okolicy skorzystałem z godzinnego relaksu nad morzem, po raz ostatni ;) W drodze powrotnej na miejsce noclegu, gdzie zostawiliśmy bagaż po wymeldowaniu przeszedłem się nad Mariną w Antalii.


 Nareszcie przy sobocie udało mi się dokonać wpisu, gdyż dzień wczorajszy poświęciłem na sprawy gospodarcze, czyli sprzątanie i pranie. A wieczorem oglądaliśmy mecz Czechy-Turcja w pubie big yellow taxi. Dziś kolejny leniwy dzień, a teraz wybieram się na bazar kupić coś do jedzenia na nadchodzący tydzień. A wieczorem? Jeszcze nie wiem. Wiem na pewno, że czas zabrać się za pracę domową z matematyki, bo profesorka mnie udusi :D Erasmus to nie tylko zabawa i podróże i co raz bardziej dają o tym znać.
Gule gule!

czwartek, 9 października 2014

Bayram holidays - Antalia cz. I

                                                                                                                                                                                                                  3 października muzułmanie obchodzą Kurban Bajram, czyli Święto Ofiarowania. To jedna z dwóch najważniejszych w roku muzułmańskich uroczystości religijnych.
Symbolem Kurban Bajram jest składanie ofiary ze zwierząt. Rytuał odbywa się na pamiątkę ofiary Ibrahima (Abrahama), który chciał poświęcić Bogu swego syna Ismaila (Izmaela). Zwierzęta ofiarne, najczęściej byki lub barany, fundują muzułmanie, których na to stać. Zgodnie z tradycją 1/3 należy przekazać na rzecz biednych i bezdomnych, kolejną część przygotować na święta dla rodziny i znajomych a ostatnią przechować na później. Celebracja tego święta wiąże się z kilkoma wolnymi dniami, które zostały wykorzystane przez Erasmusowych studentów.
  Wraz z trzema innymi studentami pojechałem do Antalii - to miasto w południowo-zachodniej Turcji, nad zatoką Antalya (Morze Śródzieemne) u podnóży gór Taurus. Miasto zamieszkuje ponad 950 tys. mieszkańców a w sezonie populacja wzrasta dwukrotnie. Jest to znany kurort na Riwierze Tureckiej. Znajduje się ono 600 km od Bursy, co wiąże się z 9 godzinną podróżą busem, ale dla tych widoków warto.
   Przygotowania rozpoczęły się już pod koniec września, a najważniejsze z nich stanowiły organizacja transportu i akomodacji. W jedną stronę podróżowaliśmy jednym z najpopularniejszych przewoźników w Turcji - Pamukkale. Standard podróży oceniam na
bardzo wysoki, woda mniej więcej co godzinę, gorące/zimne napoje najpierw z kanapką a potem z przekąską. Autobus wyposażony w odbiorniki telewizyjne wbudowane w zagłówki, do wyboru 4 kanały telewizyjne, kilkanaście filmów z różnych kategorii (jeden nawet z napisami angielskimi) i 7 odcinków pokemonów :D autobus powrotny z firmy Kamil Koc już nie miał tak bogatej oferty multimedialnej, ale i tak nie miało to większego znaczenia gdyż podróż odbywała się nocą i każdy spał.
 Z głównego terminalu pojechaliśmy autobusem do centrum i starego miasta. Tam czekały na nas dziewczyny, które przyjechały dzień wcześniej z racji braku zajęć. Pierwsze odczucie, mimo godziny 23 bardzo ciepło i odczuwalne wilgotne powietrze. Powędrowaliśmy przez stare miasto - Kaleici, prosto do pensjonatu ABAD. Nasz nocleg stanowił mały domek, w którym na parterze znajdował się aneks kuchenny i łazienka a na piętrze dwa pokoje, z czego jeden był odseparowany. Nas ulokowano na dwóch piętrowych łóżkach, a w drugim pokoju mieszkały dwie filipinki a potem Hannah z Australii, która po ukończeniu studiów postanowiła zwiedzić świat.
   Zaraz po tym jak rzuciliśmy nasze torby ruszyliśmy na nocny obchód miasta a potem grzecznie do łóżek, bo czekał nas interesujący dzień, pełen relaksu w słońcu.
   Pobudka przed 9, śniadanie i pakujemy się na plażowy wypad, do plaży jednak kawałek drogi. Ale po dość długawym spacerze ukazała nam się kamienista plaża i błękitna woda. Z okazji Bajramu na plaży było również sporo dzieciaków posługujących się językiem angielskim w stopniu żebraczym: "Hello, money?" i tureckie stwierdzenie nie mam pieniędzy nie pomagało od razu. Po pewnym czasie widząc jak jedna z naszych koleżanek próbuje ich odgonić przybył z pomocą Syryjczyk studiujący w Turcji. Towarzyszył mu brat, ojciec, kolega z Turcji i Amerykanin. Zmieniliśmy nasze miejsce leżakowania a przy okazji mieliśmy spokój od dzieciaków. Bo przecież jak ktoś nie mówi po turecku, to jest z zagranicy a co z tym idzie sypią mu się pieniądze z kieszeni. W międzyczasie zostaliśmy poczęstowani słonecznikiem - jest to jedna z przekąsek ubóstwiana przez Turków. Puste łupinki można znaleźć wszędzie, koło ławki, na przystanku a także na plaży. Ojciec Ahmeta był dość zabawny a jego angielski ograniczał się do wciąż powtarzanych wyrażeń: go swimming, no swimming i because, ale nie było problemu się z nim porozumieć.
  Wszyscy poszli pływać a nawet ja, który nie umiem. Z taką obsadą ratowniczą i instruktorską postanowiłem spróbować. Efekt nie był może zadowalający, w pewnym stopniu oswoiłem się z wodą i nie poszedłem na dno. Po powrocie z plaży i zjedzeniu kolacji przyszedł czas na rekreacje. Szybki prysznic i wyruszyliśmy na podbój imprezowej Antalii. Rozpoczeliśmy od pubu Hope Inn, przez dwa kluby z muzyką elektroniczną, kolejny pub i nasza przygoda zakończyła się w pubie SpongePub.

 W poście kolejnym: Perge i wodospad Duden ;)



piątek, 3 października 2014

Administracja antydeportacja

  Próba załatwienia jakiejkolwiek czynności administracyjnej bez pomocy osoby mówiącej po turecku jest niemożliwa. Jest to sytuacja dość podobna do polskiej, tylko nieliczni znają na tyle język, by pomóc petentowi z zagranicy. Jednym z takich petentów jestem ja, gdyż w ciągu 30 dni od daty wjazdu zobowiązany jestem zameldować na policji dla obcokrajowców.
  Residence permit (Ikamet) Dokument ten umożliwia wielokrotne przekraczanie granicy Turcji od momentu uzyskania właściwej wersji tego dokumentu. Staje się dokumentem ważniejszym niż paszport i wiza. Typ wizy z naszego paszportu umożliwia jednokrotny wjazd lub wyjazd z kraju. Koszt wydania tego dokumentu to 50 TL(na szczęście dla nas, bo jakiś rok temu kosztował 170TL).
Aby uzyskać RP należy przedstawić szereg dokumentów, m.in.:
-wniosek o wydanie residance permit,
-dowód w płaty,
-poświadzenie odnośnie ubezpieczenia,
-paszport i kopia,
-umowa najmu mieszkania,
-dokument rejestracyjny z wydziału,
-3 zdj. paszportowe,
-letter of acceptance,

Zdarzyło tak sie też, że niektórzy studenci byli zobowiązani okazać stan konta bankowego. Kilka dni wcześniej złożyłem wniosek o państwowe ubezpieczeni. Wraz z pomocą w postaci tłumacza wybraliśmy się do budynku SGK (Sosyal Guvenlik Kurumu) w centrum Bursy, jest to odpowiednik naszego NFZ. Procedura ta jest dość żmudna i mało przyjemna, bo kosztowna. Wynika to ze zmian w prawie tureckim i polisa turystyczna nie jest wystarczająca dla studentów w ramach programu Erasmus+. Koszt to około 45 TL na miesiąc.
  SGK to spory budynek pełen petentów, obowiązuje system numerkowy a po przerwie na lunch obsługiwano osoby z numerkiem zbliżonym do 500. Ciekawostka: chcąc załatwić coś w urzędzie należy się stawić przed 12 lub po 13, gdyż większość urzędów ma przerwę w godzinach 12-13.
  Faza pierwsza to złożenie wniosku, następnie należy we własnym zakresie skserować wniosek i wrócić z powrotem po pieczątkę na kopii, następnie wybieramy się do okienka dla obcokrajowców (Yabanci). Wręczamy kopię wniosku, dostajemy pisemko i wędrujemy dwa piętra wyżej po podpis kierownika. Po powrocie następuje szereg kontroli skompletowanych dokumentów i po pewnym czasie otrzymujemy dokument tymczasowego ubezpieczenia. Po właściwe ubezpieczenie należy wrócić po uzyskaniu ikametu, który na początku także jest tymczasowy. Wtedy należy także zapłacić.
  Będąc na posterunku trzeba się uzbroić w cierpliwość, gdyż tam wszystko idzie we własnym tempie. Jest tam kilka stanowisk i pomieszczeń, lecz każde pełni inną funkcje. Kolejka sięga wyjścia, ludzie z całego świata i każdy stara się o to samo. Na początku pobieramy wniosek, wypełniamy go i udajemy do naczelnika po podpis oraz kontrolę dokumentów. Potem przez godzinę-półtora oczekujemy na naszą kolej. Po dostaniu się do okienka 10-15 minut wprowadzania danych i decyzja o przyznaniu tymczasowego dokumentu. W tym momencie dostaje się małą karteczkę i należy oczekiwać na dostarczenie tymczasowego pozwolenia, które zostanie wysłane na adres korespondencyjny. Teraz trzeba czekać a pociesza fakt, że nie deportują mnie przy jakiejś kontroli.
  Na podsumowanie chciałem napisać na temat organizacji i administracji. Urzędnicy mają ślimacze tempo, czasem piszą na klawiaturze jednym palcem. Na szczęście załatwianie mojego pozwolenia trwało krótko, gdyż niektórzy spędzili tam 4-5 godzin.
  Pozdrowionka a ja tymczasem wyruszam do Antalii ;)